Aktualności

Wycieczka 1b w Bieszczady

04.06.2012
Wycieczka 1b w Bieszczady 1
Opowiem Wam dziś pewną bajkę…(nie… nie o tym "Jak kot kurzył fajkę…"). Akcja rozgrywała się w Bieszczadach, a jej bohaterami stała się grupka dziewcząt i chłopców z klas Ib oraz Ia. W całą historię były zaplątane również trzy tajemnicze panie oraz jeden interesujący dżentelmen…

Opowiem Wam dziś pewną bajkę…(nie… nie o tym "Jak kot kurzył fajkę…"). Akcja rozgrywała się w Bieszczadach, a jej bohaterami stała się grupka dziewcząt i chłopców z klas Ib oraz Ia. W całą historię były zaplątane również trzy tajemnicze panie oraz jeden interesujący dżentelmen…


 

Wszystko zaczęło się gdy o katorżniczej porze rannej wyruszyli autokarem (który zostawiał zasłonę dymną o czym nie wiedzieli a przecież wtedy wszystko mogłoby potoczyć się inaczej) w poszukiwaniu przygód, wszyscy byli niewinni, pełni nadziei i każdy z nich chciał naprawiać świat. Można by rzec bohaterowie nie z tej ziemi. Jednak już w czasie podróży ich dzikość zaczęła się przejawiać w radosnych śpiewach przy dźwiękach gitary, powiadają że jeden z nich miał nawet akordeon… Jednak wtedy jeszcze nikt niczego nie podejrzewał… Za pierwszy obiekt obrali Muzeum naftownictwa, gdzie niczym potulne baranki (a tak naprawdę wilki w owczej skórze) ruszyli labiryntem kopanek i zabytków, aby koniec końców zejść pod ziemię gdzie musieli uśpić dzikość swych umysłów. Ich kolejnym celem był Klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy, na którego wzgórze wdrapali się z dzikością nieposkromionych kuniów. Przechodząc niedaleko starszej pary rozmawiającej z pozoru miłą kobietą w różowym kaszkiecie usłyszeli jak mówi: "Miałam takiego samego, identyczny był. Tylko że mój Brunet… Brunet wieczorową porą się nazywał…" cóż, wtedy jeszcze nikt nie przewidział, że może to znaczyć coś więcej, zatem wyruszyli dalej by posłuchać opowieści klasztornych, które okazały się dość ponure… Gdy weszli do środka poczęli oglądać pamiątki, lecz już wtedy okazało się, że z niektórymi dzieje się coś niepokojącego, okazało się że potrzebują miejsca do którego niczym król mogliby pójść piechotą… i wyruszyli, chłopcy… zapewne już wiecie jak to się skończyło… weszli do miejsca dla królowych… spowodowało to w nich nieposkromione wybuchy radości i wydobyło nieprzebrane zasoby energii. Szczęściem już wyruszyli w góry, a tam każdy zobaczył ich prawdziwą naturę. W zawrotnym tempie wykorzystując wszelkie pokłady energii zdobyli Schronisko "Chatka Puchatka", gdzie oznakowali każdą część swego ciała zieloną pieczęcią na znak "tambycia". Wyruszyli w dół, ale cóż to był za powrót! Niczym mustangi skakali ze skały na skałę aż znaleźli się na samym dole i wyruszyli do swej noclegowni by tam oddać się dzikim ogniskowym śpiewom. Co starsi powiadają, że grali w manekina a co wtedy się działo musi pozostać tajemnicą wielkich… Gdy nastała późna noc, nadszedł wreszcie ten czas… czas walki o łazienkę! Każdy żyw lub pół żyw wyruszył na pole bitwy, by dorwać wolny prysznic, co odważniejsi założyli obozy koczownicze pod drzwiami łaźni, a Ci którzy już dostali na własność miejsce odświeżające nie oddawali go tak łatwo, walka trwała wiele dni i lat… żołnierze niejednokrotnie ponieśli obrażenia psychiczne, choć ostatecznie wygrzebali się z nich śpiąc lub nie przez całą noc. Ostatecznie przegranych nie było, obozy zwinięto odśpiewując pieśń zwycięzców. Chodzą słuchy, że co poniektórzy czekali na wschód Słońca by ten napełnił ich życiodajnym światłem, a inni tańczyli Nossę na stołach wyzywając tym samym pogodę, jeszcze innych nawiedzały duchy a nieliczni stali się mafią… jednak czy prawda to czy nie któż to może wiedzieć…

 

 

Gdy nastał dzień drugi, wstało i zombie. Nikt z naszych bohaterów lepiej nie wyglądał… lecz cóż było, jedynie regeneracja radioaktywną jajecznicą w tej sytuacji okazała się właściwa i napędziła bohaterów do dalszego działania i zwiedzania to cerkwi, to Zapory Solińskiej, gdzie posilili się goframi i lodami. Po tej wędrówce, przyszła kolej na tajemnicze Panie i Dżentelmena, którzy przenieśli nas w przeszłość z niemałą pomocą Pani z "chlebakiem". W jednej chwili znaleźli się oni w XIX wiecznej wiosce i mieście gdzie brutalnie włamując się do domów bezceremonialnie wykonywali zdjęcia wszelkich rzeczy użytku codziennego, pech chciał znaleźli się w szkole… jednak bohaterowie wiedzieli dobrze co robić w takiej sytuacji! Niezwłocznie przyjęli pozę: głowa na stół i znów stali się potulnymi barankami.

 

Rozchodzą się plotki, że siłą musieli ich do autokaru zaciągać, a ten po ruszeniu i wypuszczeniu zasłony dymnej przeniósł się wbrew wszystkim niemal w kilka chwil na miejsce gdzie wszystko się zaczęło… tam ich historia dobiega końca… każdy z bohaterów ruszył swoją drogą by kiedyś spotkać się raz jeszcze…

 

Dorota Święch

 

Galeria zdjęć

Logotypy funduszy UE

„Cyfrowy Powiat Bocheński” - E-administracja w Powiecie Bocheńskim.

Używamy plików cookies w celu optymalnej obsługi Państwa wizyty na naszej stronie. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.