Dzień pierwszy.
3 dni przed zakończeniem roku szkolnego ponad 40 uczniów z naszej szkoły wyruszyło w podróż do źródeł kultury zachodnioeuropejskiej- słonecznej Italii i jeszcze
cieplejszej Grecji.
Dziś odwiedziliśmy Padwę, słynącą z jednego z najstarszych uniwersytetów (może nawet przyszłej destynacji kogoś z tu obecnych) i Bazyliki poświęconej bardzo przydatnemu świętemu od rzeczy zaginionych - Antoniemu. Na końcu dostaliśmy chwilę wolnego czasu, aby zjeść, odpocząć, a następnie udać się do Rawenny, miejsca pełnego imponujących mozaik, które wszyscy widzieli już w podręczniku do historii, a dziś stało się możliwe zobaczenie ich na żywo. Tym sposobem zwiedziliśmy m. in. Bazylikę San Vitale, Mauzoleum Galli Placydii i kościół św. Apolinarego. Uwieńczeniem tego aktywnego dnia był klimatyczny spacer w Rimini po plaży, lody i wiele sesji zdjęciowych. Pierwszy dzień naszego spotkania z ciut wyższą temperaturą niż w Polsce można zatem porównać do sytuacji Krzyżaków pod Grunwaldem, którzy nie docenili możliwości i siły działania promieni słonecznych.
Dzień drugi.
Drugi dzień spędziliśmy w mieście kamieniarzy, czyli San Marino, słynącym z Bazyliki św. Maryna oraz znajdujących się tam jego relikwii. Dogłębnie poznaliśmy historię tego urokliwego państwa-miasta, jednocześnie podziwiając kręte uliczki (nawet te najbardziej strome) i piękno rozległych górzystych krajobrazów. Był to nasz ostatni przystanek we Włoszech, gdyż nastał czas wejścia na prom, którym płyniemy do Grecji ponad 20 godzin, poznając jego wszelkie najdziwniejsze zakamarki. Przy okazji część desperatów postanowiła wstać dziś przed piątą, aby zobaczyć dzieło różanopalcej Eos. Czas na grecką część tej wyprawy, zatem: Καλημέρα!
Dzień trzeci.
Naszą przygodę w Grecji rozpoczęliśmy po przespaniu (lub też nie) nocy na promie i opuszczeniu go, po czym udaliśmy się do Olimpii, będącej kolebką kultu Zeusa,
w której odbywały się igrzyska olimpijskie. Towarzyszyły nam dobre humory i energia zgromadzona podczas prawie dwudniowego pobytu na morzu, co uwidaczniało się np. w tak dużym zaangażowaniu niektórych z nas w biegu na stadionie olimpijskim, że aż buty nie nadążyły i pozostały w tyle. Po zebraniu laurów satysfakcji przez desperatów, którzy przebiegli cały ten jakże meczący dystans, późną porą dotarliśmy do hotelu znajdującego się przy plaży z widokiem na Morze Egejskie.
Dzień czwarty.
Kolejny dzień w Grecji spędziliśmy oglądając karty podręcznika do historii na żywo - udaliśmy się na wzgórze Akropolu. Pomimo tłumów i doskwierającego upału czas
na jego obejście wydawał się każdemu zbyt krótki, bo magia kariatyd, Partenonu i świątyni Nike zawsze pozostaje żywa. Po profesjonalnych sesjach zdjęciowych w towarzystwie wiatru historii we włosach udaliśmy się na Agorę, a następnie przeszliśmy przez centrum Anten, gdzie dostaliśmy czas wolny, bo dobre jedzonko i pamiątki muszą być. Na koniec szybki rzut oka na stadion Igrzysk Olimpijskich i pasjonująca wizyta w greckim Lidlu, co by uzupełnić zapasy wody. Mogłoby się więc wydawać, że po tak wymagającym dniu wszyscy skończą w łóżkach o 22., jednak spędziliśmy ten wieczór w różny sposób, czy to pływając w morzu, czy grając na gitarze, czy też siedząc na plaży przy zachodzącym słońcu, rozmawiając o tym, co najważniejsze.
*Ah, jest jeszcze jedna opcja na „zabicie czasu” - walka z wielkim karaluchem w pokoju, ale tej zabawy nie polecamy.
Dzień piąty.
Trzeci dzień w Grecji rozpoczął się później niż wszytakie pozostałe, gdyż pojechaliśmy do Koryntu - dawnej potęgi portowej, która dziś przechowuje swoją historię
w ruinach Agory, świątyń i muzeum. Odbyła się tam również Msza święta dla chętnych. Następnie dotarliśmy do Myken, aby odwiedzić miejsce uwiecznione przez J. Słowackiego w jednym z jego wierszy pt. „Grób Agamemnona” (bo w końcu „Słowacki wielkim poetą był”). Po odczytaniu fragmentu owego wiersza i wejściu do imponującego Skarbca Atreusza wspinaliśmy się dalej pod górę, aby zobaczyć Bramę Lwów (a raczej lwic) i imponujący krajobraz roztaczający się ze szczytu wzgórza. To nie koniec, gdyż przyszedł czas na 1. stolicę zjednoczonej Grecji - Nafplio, która urzekła każdego swoim spokojem i niezwykle urokliwymi uliczkami. Po tym mała niespodzianka w postaci pobytu na plaży i możliwości popływania w morzu. Na koniec dnia mogliśmy powiedzieć „teatr mój widzę ogromny”, ponieważ udaliśmy się do Epidauros, gdzie znajdowało się sanatorium, w ramach którego działał teatr w miejscu o niesamowitej akustyce do dziś zadziwiającej przyjezdnych. Nudna droga powrotna po całym dniu? Nie u nas, bo uwaga wszystkich zwróciła się w kierunku Kanału Korynckiego, opowieści o greckich oliwkach/pomarańczach oraz pięknych widoków gór i mórz przez okna autokaru.
Dzień szósty.
W przedostatni dzień w Grecji udaliśmy się do Delf - miejsca starożytnej wyroczni i kultu Apollina, gdzie dziś znajduje się ścieżka górska na zboczach Parnasu oraz muzeum. Wewnątrz budynku zobaczyliśmy greckiego sfinksa oraz przedstawienia Apolla, jego siostry Artemidy i jedną z najsłynniejszych rzeźb - Woźnicę z Delf - o pięknych rzęsach, przenikliwym spojrzeniu i pięknie wyrzeźbionych paznokciach. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym miała miejsce bitwa pod Termopilami w w 480 r. p. n. e., gdzie dziś góruje pomnik Leonidasa. Dojechaliśmy w końcu do malowniczej Kalambaki, po czym dostaliśmy dłuższą chwilę wolnego czasu. Części z nas udało się spotkać z naszą grecką koleżanką, którą poznaliśmy podczas trwania programu Erasmus + w 2024 r. Gdy przeszłość spotkała się w teraźniejszością, czas zaczął płynąć coraz szybciej na wspólnych rozmowach i integracji pokojowej, aż wybiła godzina 24 i (szybciej lub później) udaliśmy się do krainy Morfeusza.
Droga powrotna.
W drodze powrotnej do Polski zahaczyliśmy o Budapeszt, spędzając tam kilkanaście godzin. Spacerowaliśmy długimi ulicami miasta, zobaczyliśmy gmach największego parlamentu na świecie, po czym odpoczywaliśmy, integrowaliśmy się na wyspie św. Małgorzaty, stanowiącej rozciągły zielony obszar. Teraz wracamy do domu, zmęczeni, spoceni, ale i szczęśliwi. Każda niespodziewana sytuacja, złość pani pilot spowodowana naszym spóźnieniem oraz wspólnie spędzony czas podczas doświadczania nowych rzeczy pozostaną z nami na zawsze i oficjalnie stały się historią otwierającą wakacje 45 uczniów z naszej szkoły. Oby reszta tych dni była tak udana, jak ta podróż. I najważniejsze, nie zapominajcie: siga siga!