Dzień 20 października 2010 roku, tj. 50-ty dzień nowego roku szkolnego, dla 3i był zupełnie inny niż zazwyczaj. Może i rozpoczął się normalnie (każdemu uczniowi budzik odmówił posłuszeństwa, nikt nie zjadł kanapek z Nutellą, ani nie popił szklanką reklamowanego soku, o mały włos nie spóźnił się na autobus – wybiegając z domu ze szczoteczką i grzebieniem w rękach), ale niekoniecznie taki właśnie był.
Dzień 20 października 2010 roku, tj. 50-ty dzień nowego roku szkolnego, dla 3i był zupełnie inny niż zazwyczaj. Może i rozpoczął się normalnie (każdemu uczniowi budzik odmówił posłuszeństwa, nikt nie zjadł kanapek z Nutellą, ani nie popił szklanką reklamowanego soku, o mały włos nie spóźnił się na autobus – wybiegając z domu ze szczoteczką i grzebieniem w rękach), ale niekoniecznie taki właśnie był.

Na pierwszej lekcji, każdy z nadludzkim skupieniem i uwielbieniem w oczach, wsłuchiwał się w słowa Pani Profesor Pauliny R.–M., pałając coraz większą miłością do matematyki, gdy nagle do klasy zajrzał Pan Profesor Jerzy P. i oznajmił znamienne: „Już czas!”, które na zawsze odmieniło nasze życie… Z mieszanymi uczuciami spakowaliśmy się, a ruszając w kierunku wyjścia, spostrzegliśmy pełną żalu i rozczarowania twarz Pani Profesor, która żegnała nas z „białą chusteczką” w ręce.
O godzinie 8.45 opuściliśmy szkolne mury, aby poznać działalność Sądu Rejonowego, o którym do tej pory znaliśmy wyłącznie suche informacje, przeczytane w podręcznikach do WOSu. Celem naszej wyprawy nie było zwiedzenie budynku sądu, przy ulicy Kościuszki 4 i poznanie tajników jego architektury, lecz uczestniczenie w rozprawie z prawdziwego zdarzenia. Do tej pory każdy z nas miał z tym do czynienia najwyżej raz w tygodniu około godz. 17 przed telewizorem, podziwiając mądrość sędziny Wesołowskiej, która niczym Salomon rozstrzyga każdą, nawet najbardziej zawiłą sprawę. Tym razem mogliśmy uczestniczyć w rozprawie sądowej na żywo.
Po zajęciu miejsc na sali o godz. 9.00, wysłuchaliśmy wszelkich ważnych informacji, w celu zrozumienia zbliżającego się procesu, które przekazał nam sędzia prowadzący. Następnie pojawili się pani prokurator i pan obrońca. Rozprawa miała toczyć się przeciwko Wiesławowi C., który rzekomo dopuścił się kradzieży 5 konserw, 0,5kg kiełbasy wiejskiej, 1 słoika ogórków kiszonych, 1 słoika dżemu, ½ paczki papierosów oraz 70 zł, o łącznej wartości 112 zł, z włamaniem do mieszkania Włodzimierza M. Cała historia okazała się świetnym materiałem do filmu akcji. Efektowne włamanie oraz szaleńcza ucieczka bocheńską taksówką, zawstydziłyby nie jeden odcinek serialu kryminalnego „Malanowski & Partnerzy”. Sędzia przesłuchał kilku świadków, którzy jednakże składali sprzeczne zeznania. Ostatecznie sędzia nie ogłosił wyroku, gdyż odczuł wewnętrzną potrzebę przesłuchania jeszcze policjantów – którzy zatrzymali Wiesława C. – w celu uzyskania bardziej konkretnych wyjaśnień w sprawie. Termin kolejnej rozprawy został ustalony na dzień 9. listopada b.r., o godz. 15.15.
Część klasy, której ciekawość okazałą się większa niż można by przypuszczać , nie pogodziła się z brakiem wyjaśnienia sprawy, planując pojawienie się w owym dniu w sądzie, w celu poznania zakończenia tej pasjonującej historii.
Jak już zostało wspomniane, ta środa pozostanie na długo w naszej pamięci. Jest również świetnym doświadczeniem, który z powodzeniem może zostać użyty do opowiadań wnukom przy wieczornej herbacie w głębokim i wygodnym fotelu…
Kinga W. 3i