Wpis może zawierać nieaktualne dane.
Zdarliśmy podeszwy w Krakowie.
Czas po klasyfikacji, to czas właściwy na wycieczki. Naszym celem w środę był Kraków, a w nim Muzeum Archeologiczne i średniowieczny, szachownicowy układ miasta. Z mapami Krakowa w rękach ( okazuje się, że znajomość Krakowa to mit ) ruszyliśmy spod kościoła św. Floriana, szlakiem królewskim przez pl. Jana Matejki, Bramę Floriańską, ul. Floriańską, Rynek Duży ( Kraków ma też Mały). Obejrzeliśmy z bliska resztki ratusza krakowskiego, czyli Wieżę Ratuszową. Ulicami Bracką, Franciszkańską, śladem dawnych baszt przez Planty dotarlismy na ul. Poselską, gdzie mieści się Muzeum Archeologiczne. Tutaj po spotkaniu z mumiami, rzymskimi cesarzami i ich monetami, naszymi przodkami z różnych epok, ich bronią i oczywiście Światowidem znad Zbrucza odpoczęliśmy w pięknym różanym ogrodzie. Po zjedzeniu zapasów (tygodniowych) ruszyliśmy, oczywiście z mapami w rękach, ulicą Senacką i Kanoniczną pod dawną siedzibę Teatru Cricot 2. Stąd wdrapaliśmy się na Wąwel starannie omijając tłumy turystów, skupiając się na położeniu Wąwelu wobec założenia miasta (bezcenne mapy). Z Wawelu omijając Smoka i jego jadłospis ruszyliśmy znowu do Krakowa, pod kościół św. Idziego, gdzie K.P. przypomniała historię jego powstania. Stąd ul. Grodzką dotarliśmy pod fundację Sieciecha, czyli kościół św. Andrzeja. Z racji Piotra Skargi nie mogliśmy oczywiście pominąć kościoła św. św. Piotra i Pawła. Czas na upragnioną wizytę w restauracji "Pod Złotymi Łukami". I... poszliśmy dalej: ul. św. Jana pod Muzeum Książąt Czartoryskich, dalej ulicą Sławkowską pod kościół św. Marka i gmach Akademii Umiejętności. Skręciliśmy w prawo na pl. Szczepański gdzie stał kościół św. Szczepana. Przemaszerowaliśmy ul. Jagiellońską do fundacji Jagiellonów czyli Collegium Maius. Jest tu pięknie i chłodno. Ale my idziemy plan Krakowa, ul. św. Anny (kościół św. Anny) wróciliśmy na Duży Rynek i przeszliśmy na Mały Rynek, stąd ul. Szpitalną doszlismy pod kościół św. Krzyża (oparty na jednej kolumnie), pozdrowiliśmy dramatycznego dramatopisarza Michała Bałuckiego i Plantami wróciliśmy na dworzec. Pociąg do Bochni już czekał. Jeśli ktoś nie zrozumiał relacji, to nie zna Krakowa, albo nie był z nami. Było pięknie. Relacje spisał J.P.