Aktualności

I Liceum w Grecji z Erasmusem+

16.04.2024
grupa wycieczkowa stojąca z banerem szkoły
Wpis może zawierać nieaktualne dane.
Przylot do Grecji & 1 dzień
Sobota, 6 kwietnia, godzina 13:10 i zbiórka na bocheńskim dworcu. Szybki pociąg do Krakowa, przejazd na lotnisko, bezbolesna odprawa i wylot z kraju około 17:30. Z entuzjazmem opuszczając Polskę, 3 godziny później znaleźliśmy się w kraju pachnących drzew pomarańczy. Po zameldowaniu, szybkich zakupach i zobaczeniu różnych obliczy Aten (również tych mniej optymistycznych) udaliśmy się do pokoi, aby prędzej (czy też później) położyć się spać.
W sobotę nasze budziki zadzwoniły o niezwykle dogodnej porze, bo około 5:30, aby o 6:00 stanąć na zbiórce, skąd wyruszyliśmy na podbój wzgórza Likavitou. Zdążyliśmy przed wschodem słońca, dzięki czemu oglądaliśmy niesamowite widoki i grę natury wobec budzących się do życia Aren. Na wzgórzu znajdowała się cerkiew walecznego św. Jerzego, którą zobaczyliśmy od wewnątrz. Zadowoleni i pełni energii podążyliśmy na śniadanie, aby potem iść na Mszę św w j. polskim do pobliskiego kościoła. Słoneczna pogoda umiliła nam długi spacer wokół Akropolu, buszując wśród kawiarni, restauracji i stoisk, gdzie starannie przeprowadzaliśmy pamiątkowe interesy. Pożegnaliśmy się ze stolicą pełną kontrastów i ruszyliśmy autokarami w stronę Trikali, naszego punktu docelowego na następne dni. Późnym wieczorem wystarczyło czasu na lokalną kolację pełną wspólnych rozmów na najróżniejsze (również te dziwniejsze) tematy.
Dzień 2 w Grecji - szedł Sasza suchą szosą
Drugi dzień rozpoczęliśmy zwyczajowo od śniadania, po czym udaliśmy się autobusem w pięknym, żółtym kolorze do długo wyczekiwanej szkoły w Trikali, gdzie mieliśmy poznać grupę grecką, współpracującą z nami w projekcie. Po powitaniach, podzieleni na małe grupy, uczestniczyliśmy w kilku lekcjach w szkole, m.in. fizyki, greki, matematyki, chemii czy angielskiego. Przyszedł czas na prezentację jednej z naszych polskich grup na temat tożsamości kulturowej. Największy entuzjazm wzbudziły polskie łamańce językowe, z którymi zmierzyło się kilku Greków, odkrywając w sobie talent do naszego pięknego języka. Następnie udaliśmy się na lunch, dzięki któremu w pełni sił mogliśmy udać się na zwiedzanie centrum Trikali i Zamku Tureckiego. Pogoda nam bardzo sprzyjała i umilała długie spacery, „bo w końcu Grecja nie jest w Afryce”. Po tych głębokich przemyśleniach zjedliśmy obiad w pięknej restauracji, z której wyszliśmy w nienagannych nastrojach. Po krótkim pobycie w hotelu, o 21 wyszliśmy na miasto, aby spróbować prawdziwych, greckich soków i spędzić kolejne wspólne godziny na rozmowach.
Dzień 3 w Grecji - uno, pomarańcze & muzyka
Po śniadaniu i podróży naszym ulubionym autobusem dotarliśmy do szkoły, gdzie ponownie uczestniczyliśmy w greckich lekcjach. Korzystaliśmy również z pięknej pogody, grając w koszykówkę, piłkę nożną, siatkówkę i UNO, nadrabiając fizycznie nasze nieobecności na lekcjach wf, za którymi naturalnie bardzo tęsknimy. Około 13 pojechaliśmy na lunch, gdzie próbowaliśmy tradycyjnych greckich fast foodów. Po krótkiej drzemce w hotelu, wizytach niespodziewanych dostawców pomarańczy i ich smakowania, udaliśmy się wgłąb miasta, aby obejrzeć z zewnątrz Meczet i centrum Muzyczne Tsitsani. Po czasie na ukulturalnianie się, dzięki bogatym wystawom dot. greckich muzyków i samej historii budynku muzeum, nadszedł moment na kolację w naszej ulubionej restauracji. Dzięki uprzejmości gospodarzy zostaliśmy obdarowani darmowymi lodami, które wprawiły nas w dobry nastrój na nadchodzący czas wolny. Minął on na bólach brzucha ze śmiechu, grze w karty oraz przygotowaniach do prezentacji, które już następnego dnia miały zostać przedstawione przez dwie polskie grupy.
Dzień 4 - greckie wieczory
Dzisiejszy dzień rozpoczął się w dwojaki sposób: dla jednych wczesną pobudką przed 7, aby skoro świt udać się na targ owoców, warzyw i kwiatów (a przede wszystkim pomarańczy). Po szybkich, choć obfitych zakupach wróciliśmy do hotelu, gdzie reszta grupy kończyła śniadanie. Pojechaliśmy najpiękniejszym żółtym autokarem do szkoły, gdzie uczestniczyliśmy w lekcjach i wysłuchaliśmy prezentacji nt. zagrożeń dla Europy. Następnie pełni sił wyruszyliśmy ponownie na Zamek Turecki, aby zobaczyć panoramę miasta. Naszedł czas na szybki, grecki fast food, który dostarczył niemałą ilość endorfin. Spędziliśmy kilka godzin czasu wolnego grając tradycyjnie w uno, buszując w supermarketach i śpiewając karaoke. Około 19 znaleźliśmy się w Trawernie - naszej restauracji, gdzie w tajemniczy sposób brzuch boli nie tylko z nasycenia, ale również ze śmiechu, np. z powodu latających wokoło (M/m)uch. Późnym wieczorem w małych grupach spotkaliśmy się w mieście z nowo poznanymi Grekami, spędzając jedne z najbardziej wyjątkowych, ale i przełomowych chwil tego wyjazdu.
Dzień 5 - Μετέωροι
Dzisiejszy dzień rozpoczął się nieco inaczej niż poprzednie, bo entuzjazm wynagradzał wszelkie oznaki (ewentualnego) niewyspania. To wszystko dlatego, że przyszedł czas na zwiedzanie Meteorów. Oczekiwania były bardzo duże - i zostały one w pełni spełnione. Odwiedziliśmy m.in. żeński klasztor św. Stefana, gdzie teoretyczna wiedza historyczna dot. ikonostasów, ikon, symboli i budowy cerkwi, stała się praktyczną. Po zgłębieniu zagadnień teologicznych, zapachów w cerkwi i serii różnorakich (często bardziej kreatywnych niż by się można było spodziewać) sesji zdjęciowych, dostaliśmy chwilę czasu wolnego, aby jeszcze przez moment napawać się monumentalnymi skałami, tworzącymi niesamowity, a czasami wręcz nierealny krajobraz. Po powrocie do hotelu zaczęliśmy się pakować, co stało się oznaką nadchodzącego wyjazdu z Trikali. Wieczorem poszliśmy ostatni raz na kolację do naszej Trawerny, gdzie spotkaliśmy się z grecką grupą współpracującą w projekcie. Wspólne rozmowy nie zakończyły się na zjedzeniu ostatnich (ale jakże dobrych) lodów w restauracji, lecz często dopiero w naszych hotelowych pokojach. Cieszymy się ostatnimi chwilami w tym urokliwym mieliście, które tak wiele ze sobą przyniosło, w czasie naszego kończącego się w nim pobytu.
Dzień 6 - Adios Trikala
Ostatni dzień w Trikali; w mieście, które na zawsze zapisało się w pamięci wszystkich członków projektu. Na lamenty nie było jednak zbyt dużo czasu, bo po wymeldowaniu się z hotelu pojechaliśmy po raz ostatni żółtym autobusem do szkoły. Tam odbyła się debata oksfordzka, której temat brzmiał: „Niepodległe państwa mają przyszłość w zjednoczonej Europie”. Polska grupa zajęła stanowisko propozycji, a grecka opozycji. Decyzją publiczności lepszy okazał się nasz zespół, jednak z przewagą tylko jednego głosu. Następnie nadszedł czas na ostatnią prezentację na temat wizji przyszłości Europy. Z nutą nostalgii opuściliśmy szkołę i udaliśmy się na ostatni lunch w Trikali. Już około 16 jechaliśmy busami do Aten (w jednym z nich było wyjątkowo miło i „przytulnie” z walizeczkami). Droga minęła bardzo szybko i już o 21 byliśmy ponownie w stolicy Grecji. Wieczory upłynęły w różny sposób, rozpoczynając od jedzenia pizzy, zaciętych walk z krwiożerczymi chrabąszczami czy powoli rozlegającego się sentymentu, związanego z nadchodzącym wylotem.
Dzień 7 - „Time is over!”
Ostatni dzień w Grecji. Od rana wszechobecne były rozmowy: „Kiedy to minęło?”, „Nie chcę wracać do Polski”, „Zjadłbym ruskie”. Pomimo świadomości nieuniknionego wylotu, z samego rana, bo już o 8, po pewnych wspaniałych niespodziankach, poszliśmy zwiedzić największą atrakcję i znak rozpoznawczy Grecji, czyli Akropol. Pogoda była niesamowita, (różnie rozumiane) rześkie powietrze, słońce i wiatr we włosach. Po maratonie zdjęć, wybuchów euforii i odwiedzeniu miejsca, gdzie nauczał św. Paweł (choć bez entuzjazmu lokalnej społeczności), udaliśmy się do muzeum Akropolu, gdzie przeżyliśmy bliskie spotkania z ceramiką, rzeźbami i oryginalnymi kariatydami; tak, one wciąż płaczą za tą jedną przechowywaną w brytyjskim muzeum, sprawdzone info. Następnie poszliśmy do najpiękniejszego parku w Atenach, gdzie odwiedziliśmy budynek, w którym podpisano umowę o wejściu Polski do UE w 2004 r. Szybki obiad i zmierzamy w kierunku Agory. Uczucie spacerowania w miejscu, które 2 tysiące lat temu stanowiło centrum życia politycznego Ateńczyków było nie do opisania (a ilość spotkanych kotków to już w ogóle!). Czas upłynął bardzo szybko i żegnając się ze stolicą dostaliśmy się na lotnisko. Dotarliśmy do Bochni około 23 i każdy trafił bezpiecznie do domu. Położymy się spać z tym dziwnym uczuciem powrotu do innego świata, wciąż będąc sercem w Grecji, wdzięczni za wszystko co mogło się wydarzyć. Cóż możemy więcej powiedzieć, jak nie: „Juri, Juri, time is over!”
Galeria zdjęć

Logotypy funduszy UE

„Cyfrowy Powiat Bocheński” - E-administracja w Powiecie Bocheńskim.

Używamy plików cookies w celu optymalnej obsługi Państwa wizyty na naszej stronie. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.